Były minister edukacji w rządzie Marka Belki, Mirosław Sawicki podkreśla, że nie jest zwolennikiem decyzji o "amnestii" dla części maturzystów. "Czy ktoś, kto nie zdał egzaminu z języka polskiego, może mówić o zdaniu matury?" - pyta retorycznie.
W sobotę w Zielonej Górze minister edukacji Roman Giertych zapowiedział, że każdy, kto zda co najmniej cztery z pięciu części matury (egzamin pisemny z języka polskiego, języka obcego i wybranego przedmiotu oraz egzamin ustny z języka polskiego i języka obcego), a łączny wynik z egzaminu wyniesie co najmniej 30 proc., zaliczy maturę i otrzyma świadectwo dojrzałości.
Tegorocznej matury nie zdał prawie co piąty maturzysta. Amnestia, wg szacunkowych danych MEN, ma dotyczyć ok. 50 tys. osób. Tegoroczni maturzyści, objęci nowymi wytycznymi ministra edukacji, otrzymają świadectwa maturalne we wrześniu tak, by mieli szansę złożyć jeszcze dokumenty na studia.
W ocenie Sawickiego, taka decyzja ministra edukacji może rodzić problem prawny. "Zwolnienie z jednego z egzaminów obowiązkowej części matury to głęboko idąca zmiana w kształcie egzaminu dojrzałości, a taka powinna być zgodnie z ustawą i ogłaszana dwa lata wcześniej, a nie po egzaminie".
Sawicki zwraca także uwagę, że taka decyzja "powinna być skonsultowana ze środowiskami akademickimi, skoro matura jest przepustką na studia".
Dodaje, że decyzja "może dać niektórym maturzystom satysfakcję, że jednak zaliczyli egzamin dojrzałości, ale ograniczy im możliwości wyboru kierunku studiów". "Podczas wrześniowej rekrutacji można składać dokumenty głównie na mało popularne kierunki techniczne, ponieważ inne miejsca są już zajęte" - wyjaśnia.
Zaznacza ponadto, że "amnestia" obejmie słabszych uczniów, którzy mogą nie poradzić sobie na studiach.
Sawicki podkreśla, że nie widzi racjonalnych powodów decyzji ministra Giertycha. BPI
poleca:
