Moje wykształcenie było oczywiście oparte na „modelu”. Nauczyłem się malować z natury
i kiedy nabrałem przekonania, że trzeba wyzwolić się od modela, nie było to wcale łatwe. Ale
zabrałem się do tego; to oderwanie dokonało się drogą intuicyjną i odgradzało mnie coraz
bardziej od modela. [...]
Tradycyjna perspektywa nie zadowalała mnie. W samym zmechanizowaniu perspektywa
ta nie daje nigdy pełnego posiadania rzeczy. Ma ona jeden punkt widzenia, poza który nie
może wyjść. Ten punkt widzenia jest czymś bardzo małym, to tak, jakby ktoś całe życie rysował
profile, każąc wierzyć, że człowiek ma jedno oko. [...]
Tym, co mnie silnie pociągało i co było głównym kierunkiem [...] – było materializowanie
odczuwanej przeze mnie nowej przestrzeni. [...] Ta właśnie przestrzeń przyciągała mnie
niezwykle, toteż pierwszym obrazem [...] było poszukiwanie przestrzeni. [...]
Temat jest podobny do mgły, która podnosząc się, ujawnia przedmioty. Oczywiście,
przedmiot ujawnić się może w tej mierze, w jakiej malarstwo na to zezwala. A malarstwo ma
swoje wymagania... Nie ma mowy o wyjściu z przedmiotu, idzie się ku przedmiotowi. Kiedy
w moich obrazach z 1909 r. pojawiły się przedmioty rozbite na części, był to mój sposób
zbliżania się do przedmiotu w tej mierze, w jakiej mi malarstwo na to zezwalało.
Elżbieta Grabska, Hanna Morawska, Artyści o sztuce. Od van Gogha do Picassa, Warszawa 1969.