Tekst do zadań 1.-6.
Tekst 1.
Wojciech Józef Burszta
Bez końca
Sequel1 to pojęcie techniczne, ale także nowy wymiar kultury, której ideałem zdaje się być optymistyczne przekonanie, że o świecie możemy opowiadać nie tylko poprzez wymyślanie zupełnie nowych historii, ale też poprzez układanie elementów ze znanych opowieści w dowolne sekwencje.
Dzisiaj nie dość, że nie sposób odróżnić oryginału od kopii, to jeszcze każdy pojawiający się wytwór kultury popularnej oceniany jest głównie przez pryzmat możliwości jego skopiowania i powielenia. Nie będzie więc przesadą powiedzieć, że współczesna kultura jest o tyle ważna, o ile odnosi się do niej określenie to be continued2.
Aż trudno uwierzyć, jak łatwo i szybko przywykliśmy do nadmiaru oferty kulturalnej, wylewającej się ze wszystkich mediów, oferty, której raison d’etre3 jest zasada, że nic w istocie nie musi się w kulturze kończyć na dobre. Zwolennicy ciągów dalszych za każdym razem, kiedy ich ukochany bohater powraca, udają się na powrót w realia oswojone, znów widzą bohaterów, od których oczekują bardzo konkretnych wrażeń, chcą być wprawdzie zaskakiwani, ale nie do końca. Bo końca właściwie nie ma, koniec to złe słowo, zawsze da się przecież dopowiedzieć następną część.
Wręcz można powiedzieć, że miarą komercyjnego sukcesu każdego produktu rynkowego jest jego potencjalna podatność na następstwo. To jest podstawowy mechanizm rządzący dzisiaj tym, co nazywam metakulturą nowości.
Wielu komentatorów kultury współczesnej nie ma wątpliwości, jak będzie wyglądała przyszłość kultury w ogóle, ale z trudem umie o tym opowiedzieć. Dowodzi tego choćby bezradność dotychczasowych modeli masowej komunikacji, które nie są w stanie wyjaśnić takich zjawisk. Socjalizacja, ulubione pojęcie humanistów, nie ogranicza się do dzieciństwa, ale to główny system, dzięki któremu uzyskujemy informacje o świecie. Wytwory kultury popularnej powstają bez ograniczeń czasowych i przestrzennych, dzięki czemu wszystko staje się możliwe. Czas to kwestia konwencji i kombinatorycznych zabiegów – to, co wcześniejsze, może pojawić się później, bohater starzeje się lub – przeciwnie – staje się coraz młodszy.
Na podobnej konwencji zasadza się także filmowy remake4, szczególny rodzaj powrotu w realia już zdawałoby się określone i zakrzepłe w przeszłości. Nic bardziej błędnego – wszystko da się ożywić, przywołać, skonstruować na nowo, przekonać widza, że wędrówka w czasie to nic trudnego, ba, to oczywistość. Osobiście czekam na sequele remake’ów, które nietrudno sobie wyobrazić.
Na podstawie: Wojciech Józef Burszta, Bez końca, www.polityka.pl
1 Sequel – kontynuacja książki, filmu, gry komputerowej, odnosząca się w swojej fabule do wydarzeń lub bohaterów z wcześniejszej części, ale stanowiąca autonomiczną opowieść.
2 To be continued (ang.) – ciąg dalszy nastąpi.
3 Raison d’etre (fr.) – racja bytu.
4 Remake – nowa wersja nakręconego wcześniej filmu.
Tekst 2.
Marcin Napiórkowski
Nie sposób tego zagwizdać
Dobra historia, dobrze opowiedziana. Przez lata był to jedyny pewny przepis na hollywoodzki sukces. Scenarzyści czerpali chętnie z literatury albo wzorowali się na udanych dziełach poprzedników.
Nie brakowało też takich, którzy twierdzili, że wszystkie hollywoodzkie historie to w rzeczywistości jedna opowieść powtarzana w tysiącu różnych wersjach. Niezależnie od pewnych problemów z oryginalnością od czasu do czasu znajdujących finał na sali sądowej, hollywoodzką produkcję definiowało zawsze to, że miała swój początek, punkt kulminacyjny i koniec. A po niej przychodziła pora na nową przygodę, nowego bohatera w nowym świecie.
Ta fundamentalna zasada przeżywa właśnie poważny kryzys. Tak przynajmniej twierdzi internetowa mądrość ludu: „Hollywood pożera swój własny ogon!”, „Każdy film to teraz sequel, prequel1!”.
Myśląc o współczesnej sequelozie, warto mieć w pamięci długą historię zjawiska. Sequele, prequele, a nawet „łączone uniwersa”2 wcale nie są wynalazkiem chciwych macherów3 z hollywoodzkich wytwórni. To raczej stare pomysły. Przecież przygody Heraklesa i Odysa, Achillesa i Syzyfa dzieją się w tym samym uniwersum. Powracają w nich ci sami bohaterowie, obowiązują te same zasady.
Przed początkiem XXI wieku w Hollywood obowiązywała złota zasada Czechowa: strzelba wisząca na ścianie w pierwszym akcie dramatu musiała wystrzelić w trzecim. Jasne – zdarzały się celowe zmyłki oraz słabe filmy, w których ekranową pustkę wypełniały kolejne wydarzenia i postaci bez celu snujące się po ekranie. Ale zasadniczo fabuła zmierzała w wyraźnie określonym kierunku. Łuki fabularne mogły być dłuższe lub krótsze, ale zawsze miały swój finał.
Obecnie logika najpopularniejszych produkcji Hollywood zaczyna przypominać tę znaną z telenowel, gdzie przyjemność płynie nie tyle z oczekiwania na jakieś rozwiązanie akcji, ile z samego przebywania w fikcyjnym świecie. Motorem napędowym historii staje się tu rozkosz przenoszenia się do ukochanego świata codziennie o godzinie 16.15. Bycie w nim, spotykanie znanych twarzy, nienawidzenie tych, których się nienawidzi, kochanie tych, których mamy kochać, śmianie się, ilekroć do pokoju wejdzie ten śmieszny. Tej samej zasadzie podporządkowane są wielkie serie superprodukcji, królujące w naszych kinach.
Pod tym względem, powiedzmy to sobie wyraźnie, nowa generacja superprodukcji – mimo nagromadzenia pościgów, romansów, strzelanin i wybuchów – naśladuje prawdziwe życie znacznie lepiej niż wysoka literatura czy „stare” hollywoodzkie filmy. Bo życie to właśnie melodia, której nie sposób zagwizdać. Film, do którego powracamy nieustannie, skazani na zagubienie w gąszczu sequeli, prequeli, remake’ów i rebootów4. Godzina po godzinie, rok po roku, a może nawet pokolenie po pokoleniu. Życie nie rządzi się zasadą Czechowa. Pełne jest strzelb, które nigdy nie wystrzelą, i skrzyżowanych spojrzeń, którym nigdy nie będzie dane wykiełkować w miłość. Dlatego życie nie ma sensu w tym znaczeniu, w jakim miały go klasycznie rozumiane fabuły. Nie ma początków ani końców, nie ma punktów kulminacyjnych, po których wszystko się zmienia.
Starożytne mitologie rozumiały to doskonale. Uratowanie świata, bohaterska wyprawa ani nawet straszliwa przewina przeciw bogom nie były nigdy ostatnie i ostateczne. Nawet po końcu świata zawsze było jakieś „potem” (choćby w postaci rebootu). Być może dziś Hollywood jest więc bliżej życia i wielkich mitów niż kiedykolwiek dotychczas?
Na podstawie: Marcin Napiórkowski, Nie sposób tego zagwizdać, www.tygodnikpowszechny.pl
1 Prequel – film opowiadający o wydarzeniach dziejących się wcześniej niż w oryginale.
2 „Łączone uniwersa” – ten sam fikcyjny wszechświat (uniwersum) powtarza się w kolejnych wytworach kultury, np. utworach literackich, komiksach, filmach.
3 Macher – 1) specjalista od czegoś, fachowiec; 2) ktoś, kto robi nieuczciwe interesy; oszust, kombinator.
4 Reboot – film na nowo opowiadający znaną już fabułę w ramach określonego uniwersum.